logo

Obserwatorzy

czwartek, 30 czerwca 2016

GRANICA PIĄTA: Niewiedza

Gorąco zapraszam na rozdział!
          Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Niezrozumiałe wizje w snach, tajemnicze znaki wokół mnie i złowrogie słowa szeptane ukradkiem przez nocne stwory. No i jeszcze ta koszmarna blizna na dłoni, która pojawiła się praktycznie znikąd na mojej prawej ręce.
           Nie mam bladego pojęcia, co się ze mną działo, gdy zaledwie dwie godziny temu byłam nieprzytomna, ani jak doszło do tego, że straciłam na chwilę całkowity kontakt z rzeczywistością, ale czy to możliwe, aby to, co przeżywałam podobno tylko we śnie na dziedzińcu szkolnym, tak naprawdę działo się na serio? Jestem niemal pewna, że po upadku na korytarzu pozostałam w pełni przytomna. Musiałam być. W końcu Celestia – bo tak przedstawiła mi się w gabinecie pielęgniarki rudowłosa dziewczyna, którą po przebudzeniu zastałam siedzącą przy moim łóżku, powiedziała wtedy: „przecież mówiłam Ci, żebyś zawsze sprawdzała zegarek”. A przecież te same słowa wypłynęły z jej ust zaraz po naszym zderzeniu. To niezbity dowód na to, że wtedy byłam jeszcze świadoma. Co więc się stało, że znalazłam się tam całkowicie zemdlona? A co najważniejsze, kiedy to musiało nastąpić.
       Teraz leżę z głową pełną niespokojnych myśli w swoim pokoju, ale gdy obudziłam się wczesnym popołudniem w szkole, nic nie pamiętałam. Dopiero, gdy zauważyłam starannie zabandażowaną dłoń i rudowłosą dziewczynę, przypomniałam sobie o wszystkim. Celestia zaraz po wysłuchaniu mojej „absurdalnej” opowieści o atakującym mnie pół-człowieku, pół-potworze, przewróciła teatralnie oczami i westchnęła ciężko.
– Przecież mówiłam Ci, żebyś zawsze sprawdzała zegarek. – Upomniała mnie, po czym spojrzała na moje ręce. – Masz. – Zdjęła z nadgarstka swój ładny, czarny zegarek ozdobiony drobnymi diamencikami, który przypominał mi bardziej designerską bransoletkę i podała mi go bez cienia zawahania. Nie zareagowałam wtedy, tylko wpatrywałam się w nią jak słup soli z nieodgadnioną miną i niewykluczone, że również z otwartą buzią… Ona na to tylko zmarszczyła brwi i nie zważając na moje nagłe protesty, zapięła mi go szybkim ruchem na ręce.
– Ej, co robisz? – Nieudolnie próbowałam zdjąć urządzenie, ale trochę mi to nie wychodziło.
            – Tobie bardziej się przyda. – Wzruszyła nonszalancko ramionami, jakby to było nic takiego, po czym wstała i podeszła żwawym krokiem do drzwi.
– Ale… – Jęknęłam skołowana, głowa mi pęka, za dużo myśli kłębi się teraz w mojej czaszce, zbyt dużo pytań. Zupełnie nie wiedziałam, jak się powinnam zachować w takiej sytuacji. Wiem, że nie mam zbyt dobrych kontaktów z rówieśnikami, ale mimo to i tak podejrzewam, że to nie jest normalne zachowanie wśród młodzieży. – Na co mi on? – Spytałam nieśmiało i widząc jej zszokowaną minę, od razu pożałowałam, że w ogóle zdecydowałam się odezwać. Jestem zupełnie niedoświadczona w tych sprawach. Czuję, jak ze wstydu pieką mnie policzki. No nie wierzę! Postrach całej szkoły, wyrzutek – jak dotąd myślałam – pozbawiony uczuć, pesymistka do bólu, nigdy niczym nie wzruszona naprawdę się zaczerwieniłam. Ja!
    Dziewczyna słysząc moje pytanie drgnęła i odwróciła się do mnie gwałtownie. Jej delikatna dłoń, która nie więcej niż zaledwie dwie minut temu zakładała mi biżuterię, zacisnęła się teraz na metalowej klamce w żelaznym uścisku. Zamrugała i zrobiła tak zdziwioną minę, jakbym właśnie jej powiedziała, że jestem kosmitką, a ona została przeze mnie porwana i, że znajdujemy się właśnie na statku, który unosi się w przestrzeni kosmicznej dziesiątki lat świetlnych od Ziemi.
– Co proszę? – Wyrwało jej się. Dopiero teraz zauważyłam, że mówi z brytyjskim akcentem. To by wyjaśniało, skąd się bierze jej ta cała gracja i nienaganne, dworskie maniery. Pewnie wychowywała się w otoczeniu tamtejszych arystokratów i dam dworu.
– Do czego mi ten cholerny zegarek i o co tu właściwie chodzi, co się stało, że tu trafiłam? –Zasypałam ją garścią pytań. Pamiętam, jak odpowiedziała mi tylko chłodno: „przyjdź do mnie jutro na pierwszej przerwie śniadaniowej pod pomnik akademii. Wtedy o tym pogadamy. Wygląda na to, że mam Ci dużo do wyjaśnienia” i wyszła. Tak po prostu mnie tam zostawiła skołowaną i niczego nieświadomą. Do diabła, co to ma wszystko znaczyć?
            Gdy wróciłam do domu, dostałam od rodziców małe kazanie za to, że po moim „wypadku” wracałam do domu na piechotę i to w dodatku jeszcze sama. Wiem, że to głupie, ale po tym śnie z atakującym mnie Jamesem nie mogłam się zmusić do tego, alby przebywać w jego towarzystwie sam na sam. Żołądek mi się skręca na samą myśl o tym, że miałabym siedzieć z nim dwadzieścia minut w zamkniętym samochodzie. Prędzej bym chyba wystawiła się na pożarcie stadu wygłodniałych wilków. Tak czy inaczej nie obchodzi mnie ich zdanie, nagle zaczęli się mną przejmować, co im strzeliło do głowy? Ach... no tak, zapomniałam. Jestem jedynaczką, a więc jednocześnie jedyną dziedziczką rodzinnej fortuny, rodzice muszą o mnie dbać. W przeciwnym razie, gdyby coś mi się stało, majątek naszego rodu trafiłby w ręce państwa, a linia szlacheckiej rodziny Valiere stanęłaby pod znakiem zapytania. Eh, nie będę sobie teraz zaprzątać tym teraz głowy. Powinnam raczej przygotować się psychicznie na jutrzejszą rozmowę. Pewnie, dla niektórych to nic takiego, ale jednak mimo wszystko trochę się denerwuję. Nie wiem, czego mam się konkretnie spodziewać po tym spotkaniu. Celestia dziwnie się dziś zachowywała, ale… Nie! Nie powinnam pochopnie oceniać ludzi, wiem, jakie to nieprzyjemne, gdy społeczeństwo zachowuje się tak w stosunku do Ciebie. Mimo wszystko, jaka by ona nie była, może przynajmniej wyjaśni mi, co się właściwie dziś stało. Tak, na pewno powinna to wiedzieć, w końcu to przy niej obudziłam się u pielęgniarki, raczej nie siedziała tam przez zwykłe widzimisie. Prawdopodobnie miała dobry powód, aby przy mnie czuwać.
Dobra. Dość tego wszystkiego. Im więcej będę o tym rozmyślać, tym ciężej będzie mi jutro rano do niej podejść. Jeszcze sobie przypadkiem wmówię jakieś głupstwo, np. że mi się coś uroiło i niczego się ostatecznie nie dowiem. Za nic w świecie nie pozwolę sobie na tchórzostwo.
            By odegnać z głowy splątane w chaotycznym nieładzie myśli, postanowiłam zająć mój umysł czymś bardziej użytecznym niż bezsensowne gdybanie nad przyszłością i wymyślanie niestworzonych scenariuszy. Snucie tysięcy wizji niepewnej przyszłości nie ma żadnego sensu. Los i tak popchnie nasze życie w takim kierunku, w jakim tylko będzie mu się aktualnie podobać. Nikt nie jest w stanie narzucić mu swojej woli, nie da się go w żaden sposób przekupić. Po za tym jest jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mi dziś spokoju, a dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że kompletnie o niej zapomniałam. Z głowy mi wyleciało to, że od samego rana nieustannie towarzyszą mi jakieś dziwne znaki. Gdziekolwiek bym nie spojrzała, widzę wyraźnie pojawiające się na przedmiotach niezrozumiałe dla mnie symbole.
            Pierwszą moją myślą po uświadomieniu sobie tego drobnego faktu było: zajrzyj do księgi! Zajrzyj do niej, teraz! Niestety, nagle poczułam się dziwnie zmęczona tym całym dniem i tak śpiąca, że szczerze mówiąc powątpiewam, iż dam radę jeszcze dziś zagłębiać się w tajemnice tego wszechświata. Tak naprawdę, to jestem pewna, że gdybym zmusiła się teraz do przejrzenia książki w poszukiwaniu jakiejkolwiek wzmianki na temat tych symboli, to znając życie nic bym nie znalazła. W związku z tym, że zaczęłabym już moje „łowy” i ciekawość zaczęłaby mnie już dawno zżerać od środka, od razu popędziłabym do biblioteki poszukać innych tego typu tomów, może nawet kolejnych części tego tajemniczego zbiorowiska wiedzy, jakim jest prastara księga, albo spróbowała ostatecznie poszperać gorączkowo w Internecie wśród tysięcy a pewnie nawet i milionów artykułów, na których ludzie w większości wypisują bzdury i ostatecznie nie zmrużyłabym dziś oka. Skutkiem tego oczywiście byłoby zaspanie do szkoły oraz spóźnienie się na rozmowę z dziewczyną. 
Jakoś nie mam teraz ochoty myśleć o tym, że po dzisiejszym męczącym i absolutnie beznadziejnym dniu, jutro miałoby być dla mnie jeszcze gorsze, tylko dlatego, że wszystkie pytania kumulujące się w mojej głowie i przyprawiające mnie o lekką migrenę, pozostaną bez odpowiedzi. Z resztą nie mam siły myśleć o kolejnej zagadce, dopóki nie rozwiążę tej, która upomina się o rozwiązanie niemal każdej nocy. 
Koszmary, które są zbyt realistyczne jak na sny oraz zbyt mroczne i psychodeliczne jak na mnie. Po za tym to nie był pierwszy raz, gdy zdarzały mi się tak tajemnicze i mroczne wizje. Nękają mnie coraz częściej. Problem tylko jest w tym, że każdy kolejny jest coraz bardziej niezrozumiały i przerażająco realistyczny. A ja zrobię wszystko, by dowiedzieć się, co one oznaczają.

czwartek, 23 czerwca 2016

GRANICA CZWARTA: Krzywa rzeczywistość

Witam wszystkich serdecznie. Przychodzę do Was z nowym rozdziałem i życzę miłej lektury! ;)
Dodatkowo chciałabym zadedykować ten rozdział moim pierwszym, oficjalnym czytelniczkom: 



Carmille Epimetheus, Taka Miłość, oraz Neuromancer
To dzięki Wam rozbłysł we mnie promyczek nadziei, że nie wszystko przepadło i jednak warto było po bodajże dwóch latach zacząć ponownie publikować na nowo tą historię.


Budzę się na krótką chwilę przed wschodem słońca, po kilkugodzinnym odpoczynku. Po tym, jak już udało mi się opanować tworzenie energetycznych kul i kierowanie energią, byłam tak skrajnie wyczerpana, że postanowiłam sobie to wynagrodzić oddając się w ciepłe i szeroko rozstawione ramiona Morfeusza. Księżyc właśnie musiał ustąpić miejsca swemu odwiecznemu rywalowi, bo w tej chwili na horyzoncie rozbłysła ognista łuna. Rozświetliła ona i zabarwiła nieboskłon mieszanką ciepłych, wyrazistych barw. Przetarłam klejące się jeszcze od snu, zaspane oczy i podeszłam ospałym krokiem do okna. Otworzyłam je na oścież, tym samym pozwalając chłodnemu po nocy, wczesnojesiennemu powietrzu omiatać mą sylwetkę i wlecieć rześko do płuc. Wpatrywałam się w powoli wyłaniające się słońce, gdy nagle zorientowałam się, że obraz mi się delikatnie zamazał, a może raczej jego fragment. Wokół ognistej kuli wciąż radośnie tańczyły smugi jaśniejącego światła, tyle że teraz przybierały one dziwne i niezrozumiałe dla mnie kształty. Zmrużyłam oczy, by móc się wszystkiemu lepiej przyjrzeć, niestety wszystko szybko wróciło do poprzedniego stanu. Zrobiłam zdziwioną minę, po czym zamknęłam z rozmachem okno. Pewnie mi się przywidziało, w końcu dopiero co wstałam. Nie zwlekając dłużej, podeszłam do szafy, wzięłam z niej czyste ubrania i czym prędzej poczłapałam do łazienki.
* * *
Właśnie skończyłam wszystkie lekcje jakie dziś miałam i szłam bogato zdobionym, szkolnym korytarzem, wypełnionym po brzegi dumnymi i jak zwykle wystrojonymi dziewczętami. Wszystkie tradycyjnie przemieszczają się z jednej części akademii do drugiej posegregowane w kilku osobowe grupki. Zabawnie jest patrzeć od czasu, do czasu na ich zdziwione miny, gdy jedna z nich przypadkiem zderzy się w przejściu z drugą czy trzecią. Ich postawy zdają się mówić wtedy „nie widziałaś mnie? Przecież stałam tuż przed Tobą!” Śmieję się z nich, stojąc sobie spokojnie z boku przejścia między budynkami, czekając aż ruch się trochę zmniejszy,  ale tak naprawdę to marzę, aby jedna z tych głupiutkich panienek z dobrych domów wyciągnęła do mnie rękę i wyrwała mnie z tej bezdennej otchłani samotności, w której tkwię już… No w zasadzie to od urodzenia. Tak, moje życie zdecydowanie jest do bani! Westchnęłam zrezygnowana, nie ma się co łudzić, to przyniesie później tylko smutek i rozczarowanie.
       Oderwałam się od ściany, którą do tej pory w ciszy podpierałam i nie zważając na mały tłok w pomieszczeniu, ruszyłam wolnym krokiem w głąb korytarza. Wzrokiem śledziłam pojawiające się na okiennych kotarach tajemnicze znaki. Od samego poranka są wszędzie tam, gdzie ja. Niezależnie od tego, gdzie akurat patrzę, czy na ścianę, niebo, górę od mundurka koleżanki siedzącej przede mną, czy na jedzenie. Zawsze je widzę, ale nie wiem, co one oznaczają, nie mam nawet pojęcia, czym są. Czasem mam wrażenie, że chcą mi coś przekazać, gdzieś zaprowadzić, ale za każdym razem, gdy tylko się do nich zbliżam, albo próbuję ich dotknąć to natychmiast rozpływają się w powietrzu, głupie, prawda? Zupełnie tego nie rozumiem. To coś bawi się ze mną w kotka i myszkę. Mam nadzieję, że jest chociaż z tego zadowolone. Przynajmniej jedno z nas będzie się dziś dobrze bawić.
Nagle czuję silne szarpnięcie i zanim zdążę się zorientować, co się stało, leżę płasko na podłodze z pulsującym od bólu tyłkiem. Oszołomiona rozglądam się dookoła i widzę dziesiątki par oskarżycielskich oczu gorliwie wlepionych we mnie. Przede mną na kamiennej posadzce siedzi czarnooka dziewczyna z ognistymi włosami zaplecionymi w dwa pokaźne kłosy przeplatane czarnymi wstążkami z kokardami. Wstała z gracją, otrzepała się z kurzu i pełnym wdzięku ruchem poprawiła prostą grzywkę, opadającą jej delikatnie na oczy. Nigdy wcześniej jej tu nie widziałam, musi być tutaj nowa. Świetnie, kolejna zarozumiała dama w tej szkole – prychnęłam zła, sama nie wiedząc tak naprawdę na co.
Dziewczyna spojrzała na mnie i wyciągnęła w moją stronę drobną dłoń. Wzdrygnęłam się odruchowo, jakby przymierzała się właśnie do uderzenia mnie, ale gdy nic takiego nie nastąpiło, przyjęłam z wahaniem jej pomoc i sama wstałam. Zarumieniłam się kompletnie zaskoczona. Chyba źle ją oceniłam, może nie jest taka, jak reszta dziewczyn w szkole.
– Zawsze sprawdzaj zegarek. – Szepnęła ostrzegawczo tak cicho, że gdybym nie widziała poruszających się jej malinowych warg, byłabym pewna, że się przesłyszałam. 
Chciałam zapytać ją, o co jej chodziło, ale zdążyła mnie już wyminąć i wmieszać się w tłum. Zamrugałam zaskoczona. Może i nie jest zarozumiała, ale na pierwszy rzut oka na pewno dziwna, przeklęty los płata mi figle na każdym kroku.
Nie zwracałam uwagi na otaczające mnie zbiorowisko, otrzepałam swój mundurek i rozejrzałam się w jej poszukiwaniu. Chciałam ją zapytać, co miało oznaczać to, co mi powiedziała, a przede wszystkim, dlaczego nie bała się do mnie odezwać i co dziwniejsze – dotknąć tak jak reszta społeczeństwa. Gdy mój wzrok nie dostrzegł obranego przeze mnie celu, westchnęłam ciężko i udałam się w końcu na dziedziniec szkoły. Wzrokiem omiotłam stojące na nim zaparkowane samochody i gdy ujrzałam czarnego mercedesa z przywieszonymi do lusterek chorągiewkami z godłem rodu Valiere i stojącego obok Jamesa – mojego szofera i zarazem jedynego sojusznika, ruszyłam z gracją w ich stronę. Gdy pokonałam mniej więcej połowę trasy dzielącą mnie od wejścia szkoły do samochodu, do moich uszu dotarł głośny grzmot. Po plecach przeszły mnie ciarki i odruchowo spojrzałam na popołudniowe niebo. Nie było na nim ani jednej, nawet najmniejszej chmurki. Przygryzłam wargę, dziwne. Zdezorientowana po raz kolejny już tego dnia popędziłam w stronę pojazdu.
– Witaj, panienko. – Wysoki mężczyzna po trzydziestce odziany w szary garnitur i czarne, przeciwsłoneczne okulary ukłonił mi się lekko na powitanie.
– Cześć. – Przywitałam się. Kolejna fala dreszczy zalała mnie, gdy stado kruków zerwało się z otaczających szkołę drzew i przysiadło na szkolnym dziedzińcu. Przyjrzałam się podejrzliwie mężczyźnie stojącemu przede mną.  Nie, żebym była jakoś specjalnie wymagająca czy rozpieszczona, ale normalnie to już dawno by podszedł i otworzył mi tylnie drzwi, żebym mogła wsiąść. Spojrzałam na niego jeszcze raz, nie wiedząc, czego mam się spodziewać, może jakiś złych wieści na początek? Gdy dostrzegłam, że w szkłach jego okularów nie odbijam się ani ja, ani stojący za mną budynek akademii, ogarnął mnie strach. Zaniepokojona wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc. Nagle cały otaczający świat stał się dziwnie obcy i odległy. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, a ja nie mogłam się ruszyć, niestety tylko ja. Kruki zakrakały złowrogo jakby chciały mnie przed czymś ostrzec, po czym wzbiły się wysoko w powietrze. Wirowały tam przez moment, po czym jeden za drugim popędziły wprost na nas. Spanikowana zdołałam jedynie zasłonić twarz  przed ich ostrymi dziobami.  Tylko nie to – powtarzałam w myślach. Tylko nie powtórka z koszmaru – jęknęłam błagalnie.
Przez ich przerażający śpiew do moich uszu dostał się mrożący krew w żyłach skrzek. Przez chwilę myślałam, że gdzieś niedaleko ktoś zarzyna świnię, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że autorem tego przerażającego dźwięku jest sam James, który teraz stał tuż przede mną z rozwartą szeroko paszczą. Moim oczom ukazał się czarny, szpiczasty jak u diabła język i ostre kły. Jego koścista, blada łapa zgniata mi boleśnie rękę w łokciu, wbijając mi w skórę przydługie, zaostrzone pazury. Krzyknęłam przerażona i zamachnęłam się drugą ręką. Uderzyłam potwora w głowę, bo człowiekiem tego czegoś już nie można nazwać, a pół jego twarzy rozsypało się na kawałeczki, zupełnie jakby była zrobiona z porcelany. Wściekły ryknął jeszcze raz i wyrył mi pazurem na wewnętrznej stronie dłoni krwawe „S”.
– To jeszcze nie koniec, maleńka. – Sykną i włożył mi swoją ogromną łapę do gardła. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się dusić. Ręka piekła mnie niemiłosiernie, a w ustach czułam metaliczny posmak krwi spływającej mi do gardła z pokaleczonej jamy ustnej. Z każdą upływającą sekundą, traciłam oddech, a oczy coraz bardziej mi się zamykały. Miałam mętlik w głowie, a świat naokoło wirował, jakbym właśnie zafundowała sobie przejażdżkę rollercoasterem. Czułam, jakbym miała zaraz zwymiotować, a pulsujący ból w całym ciele ani trochę mi nie pomagał. 
Walcz  – powtarzałam sobie w myślach. Ale dłużej już tego nie wytrzymam – Odpowiadałam sobie. 
Nie mogłam oddychać, nie potrafiłam utrzymać się na powierzchni świadomości. Zamknęłam oczy, dałam się pochłonąć nadciągającej nieubłaganie ciemności.

czwartek, 16 czerwca 2016

GRANICA TRZECIA: Trening

Jeśli czegoś bardzo chcemy, możemy to osiągnąć, ale za jaką cenę? – Vivin

Zrobiłam to. Po kilkunastu próbach, kilku godzinach mozolnej pracy i osiąganiu „perfekcji” udało mi się wreszcie w pełni oczyścić umysł i stworzyć niewielką kulę energii. Oczywiście na razie jej nie widziałam, ale podobno sam fakt, że ją wyczuwam, jest dobrym znakiem. Teraz trzeba ją udoskonalić. Muszę tylko trochę poćwiczyć. Dzisiaj jeszcze raz nad tym usiądę, tyle, że tym razem spróbuję przenieść energię po swoim ciele. Najłatwiej jest to osiągnąć, gdy energia zgromadzi się już w naszych dłoniach i jest ona w pełni stabilna. Wtedy ręce są od siebie lekko odpychane. Następnie trzeba z powrotem uruchomić nasz umysł i wyobrazić sobie swoje ciało, jako szklane naczynie, taką przezroczystą powłokę. Teraz wracamy do naszej kuli. W myślach nadajemy jej kształt purpurowej masy, przypominającą zabarwione powietrze, moc. Musi być koniecznie fioletowa, ponieważ ten kolor ma magiczne właściwości i pomaga w skupieniu energii oraz jej opanowaniu, co jest bardzo ważne w dalszych paranormalnych trikach. Po tym, jak już będzie miała kształt, za pomocą woli trzeba sprawić, aby kula poruszała się po naszym szklanym modelu. W miarę jak moc będzie wędrować od ręki, przez kręgosłup aż do nóg, powinniśmy czuć ciepło rozchodzące się po naszym prawdziwym ciele.
To takie fascynujące, gdy możemy wyjść poza świat ludzkich ograniczeń, spróbować czegoś, do czego zwykli, szarzy śmiertelnicy nie mają dostępu. Gdy byłam młodsza, oglądałam w telewizji różne bajki. Jedna z moich ulubionych opowiadała o trollach. Nie takich jak w baśniach czy filmach fantastycznych – obślizgłych, złych i wrednych. Tylko miłych i przyjaznych, bardzo podobnych do zwykłych ludzi.  Każdy osobnik posiadał mistyczny klejnot, który symbolizował jego magię, wzmacniał zdolności i pozwalał uwalniać ich mistyczną naturę. Bardzo mi się to podobało. Za każdym razem, po obejrzeniu odcinka wyobrażałam sobie, że jestem jedną z bohaterek i przeżywam najróżniejsze przygody z magią w tle, podczas gdy inne dzieci w moim wieku marzyły o zostaniu piosenkarkami albo astronautami.
Odkąd pamiętam przepadałam za mistycyzmem i głęboko wierzyłam w świat paranormalny, a teraz sama staje się jego częścią. To niesamowite uczucie. Może to i głupie, ale czuję się, jakby spełniały się moje marzenia.
* * *
Siedzę na podłodze w swoich skromnych czterech ścianach. Jest dokładnie druga dwadzieścia siedem, środek nocy. Najlepsza pora w ciągu doby dla mnie, dla ćwiczeń, na rozmyślanie, tworzenie sztuki. Noc jest taka piękna. Miasta cichną, ale mimo to, nie tracą swego uroku. Wszyscy bezużyteczni, egoistyczni ludzie idą spać, a artyści, marzyciele, cierpiący oraz samobójcy zaczynają prawdziwe życie.

Większość z Was pewnie nigdy nie doświadczyła na własne oczy piękna nocnego nieba. Spróbujcie choć raz w środku letniej nocy usiąść na parapecie, przy otwartym oknie, wyciszyć się. Docenić spokój, poczuć aksamitny dotyk delikatnego, ciepłego wiaterku we włosach, spojrzeć w rozgwieżdżone niebo. Na rozświetlone billboardami ulice. Stwórzcie przy okazji coś kreatywnego, niech to, czego doświadczycie zainspiruje Was. Nawet jeśli nie umiesz malować, weź w rękę pędzel, farby i daj się ponieść. Nawet jeśli nie umiesz rysować, weź w rękę ołówek i kredki, i daj się ponieść. Nawet jeśli nigdy nie próbowałeś napisać powieści to weź w rękę długopis i kartkę, i daj się ponieść. Zakochacie się w tym, gwarantuję, tak jak ja zakochuję się co noc już od wielu, wielu lat aż po dziś dzień.

czwartek, 9 czerwca 2016

GRANICA DRUGA: Energia

DODATEK DO ROZDZIAŁU W ZAKŁADCE : W mroku światłości

Jakież to zabawne, prawda? Wystarczy zdefiniować zaledwie kilka kolorów, żeby poznać człowieka. Jego nastrój, samopoczucie, emocje…
Wiem, że może się to wydawać głupie, ale skoro już przebudziła się we mnie ta nienaturalna zdolność widzenia aur… I skoro jestem już w stanie uwierzyć w to, że widzę nie sen lecz rzeczywistość, to chcę wiedzieć więcej na ten temat. W końcu, jeśli okazuje się, że można widzieć ludzkie dusze, to dlaczego nie miałyby istnieć inne tego typu rzeczy? Nie mówię tu o magii, czy innych mocach „superbohaterów”, nie jestem przecież aż tak naiwna, ale w głębi serca liczę, że moja ponadprzeciętna zdolność to dopiero początek przygód w świecie pełnym paranormalnych trików i sztuczek.
A więc postanowione, od teraz zaczynam swój trening. Szalenie mnie kusiło, bym ponownie zajrzała do tajemniczej księgi, na którą natknęłam się jakiś czas temu w rodzinnej rezydencji, gdy chciałam dowiedzieć się czegoś konkretnego o aurach, i tą samą, którą szczerze mówiąc potem cichaczem zwinęłam, ukrywając w pokoju pod łóżkiem, i od razu chciałam poznać resztę tajemnic skrywanych przed ludzkością, ale udało mi się powstrzymać w ostatnim momencie. Nie było to łatwe, ale z resztą i tak wszystkie późniejsze techniki nauk paranormalnych, parapsychicznych, czy nawet chociażby czarnej magii opierają się na tej podstawowej umiejętności, którą odkryłam nie tak dawno temu. Nie tracąc czasu zdeterminowana zaczęłam swój trening.
* * *
            Jak zwykle obudziłam się dość wcześnie. Pewnie do świtu zostały jeszcze ze dwie godziny. Otworzyłam powoli zaspane powieki i przeciągnęłam się leniwie, czując jak strzela mi w karku i kręgosłupie. Wszystko, o czym teraz marzyłam, to ciepły prysznic na rozprostowanie zesztywniałych kości. W pewnym momencie po prostu zamarłam, uświadamiając sobie nieoczekiwanie, że obudziłam się w nie swoim pokoju. Zaniepokojona rozejrzałam się po zupełnie obcym dla mnie pomieszczeniu. Wygląda mi to na sypialnię urządzoną w antycznym, ale bardzo eleganckim stylu. Białe ściany zdobiły trzy portrety, każdy przedstawiający tę samą, nienaturalnie piękną i zarazem nieziemsko bladą kobietę. Na każdym z nich siedziała przy fortepianie, jej długie, lekko falowane włosy opadały czarną kaskadą na prawie, że białą twarzyczkę. Duże, ciemne niczym czarne dziury oczy w kształcie migdałów wpatrywały się raz na mnie, a na dwóch pozostałych obrazach w kartki z nutami. Nieruchome, smukłe dłonie spoczywały na równych klawiszach instrumentu. W tle majaczyła tylko głęboka ciemność. Postać ubrana była w szykowną suknię w stylu wiktoriańskim z rozkloszowanymi rękawami. Wszystkie portrety utrzymane były w ostro wykontrastowanych barwach, na których jedynym ciepłym elementem było kilka czerwonych niczym krew różyczek rzuconych luzem na każdej z klap fortepianów widniejących na malowidłach. Odwróciłam oczy od portretów i utkwiłam wzrok w ogromnym lustrze ustawionym w ozdobnej, metalowej ramie naprzeciwko łoża, na którym leżałam. Z prawej strony mebla stała drewniana szafka nocna, na której dostrzegłam małą lampkę. Zapaliłam światło i natychmiast zmrużyłam oczy przed oślepiającym blaskiem. Uważając, aby nie wejść w żadem z porozrzucanych niedbale na podłodze przedmiotów, wyszłam z pomieszczenia. Mosiężne, drewniane drzwi skrzypnęły przeciągle i moim oczom ukazał się skąpany w nocnej ciszy, upiorny dziedziniec. Zamrugałam zaskoczona i potarłam powieki, upewniając się tym samym, że to jednak nie jest sen. Nim się obejrzałam drzwi zatrzasnęły się za mną, a gdy się obróciłam, nie było po nich nawet śladu.
Po ciele przeszły mnie lodowate ciarki, a serce waliło w piersi niczym bezlitosny młot. W  momencie, gdy czarne ptaszyska zakrakały złowrogo i przysiadły na starych, spróchniałych drzewach wokoło, miałam wrażenie, że mi eksploduje. Nie wiedząc, co mam zrobić, zbliżyłam się powolnym krokiem do stojącej pośrodku kamiennej fontanny. Z każdym krokiem narastał we mnie paniczny strach. Normalnie ciemność i podobne do tego, mroczne miejsca, jak np. cmentarze nie wywoływały u mnie uczucia paniki, ale tym razem było zupełnie inaczej. Czułam, jakbym była przez coś obserwowana. Rozejrzałam się dokładnie po otoczeniu, ale gdy moje oczy nie dostrzegły niczego podejrzanego, przeniosłam wzrok na posąg. Natychmiast się wzdrygnęłam. Statua jest ustawiona pod innym kątem. Teraz stoi przodem do mnie i wyraźnie widzę, że to ta sama kobieta, która widniała na portretach.
W pewnym momencie nieoczekiwanie ożyła. Z przerażającym dźwiękiem przypominającym łamane kości ruszyła ręką i złapała mnie gwałtownie za gardło. Chciałam krzyknąć, ale zabrakło mi powietrza w płucach. Zaczęłam się dusić, kopiąc na ślepo i szarpiąc się bezskutecznie. Jej żelazny uścisk nie zelżał, za to statua zamachnęła się i wbiła mnie z niespotykaną siłą w ziemię. Po chwili odchyliła dwie kamienne łapy w tył i próbowała zadać mi prawdopodobnie śmiertelny cios w brzuch, wbijając mnie głębiej w twarde podłoże. Była tak szybka, że zanim się obejrzałam, poczułam niewyobrażalnie silny ból w tułowiu, dodatkowo krztusząc się własną krwią. Jęknęłam po trochu zdezorientowana i po trochu z własnej bezsilności. Jestem pewna, że połamała mi co najmniej większość żeber, mam za to spore wątpliwości, co do stanu w jakim muszą być teraz moje płuca. Sądząc po tym, że ledwo co oddycham, raczej nie jest za dobrze.
– Czekamy na Ciebie. – Syknęła tuż przed moją twarzą i niemal natychmiast złapała mnie jedną ręką za głowę, drugą rozwartą szeroko z ostrymi pazurami skierowanymi ku dołowi, zbliżyła do gardła, gwałtownie je rozszarpując.
Otworzyłam przerażona oczy. Cała zalana potem z kołatającym sercem siedziałam teraz niespokojna na swoim łóżku. W swoim pokoju. Roztrzęsiona rozejrzałam się po pomieszczeniu i dodatkowo zajrzałam jeszcze pod meble w poszukiwaniu jakiegoś niebezpieczeństwa, jednak na szczęście niczego takiego nie znalazłam. Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić tym oszalałe ze strachu serce. Nerwowo przygryzłam dolną wargę i drżącymi rękoma sięgnęłam do nocnego stoliczka po księgę, którą zeszłej nocy przełożyłam tam spod łóżka. Aby się trochę rozluźnić postanowiłam zagłębić się w jej tajemnice. Tylko to może teraz uwolnić mój skołowany od nocnych koszmarów umysł.
* * *
Gdy już po kilku dniach perfekcyjnie opanowałam widzenie i rozpoznawanie ludzkich dusz, bezproblemowo odczytywałam zamiary ludzi i ich emocje, zabrałam się za kolejną rzecz na liście w księdze. Były to tzw. „psi kulki”.
Ma to na celu wyrobienie zdolności wyczucia energii oraz kierowania jej za pomocą woli. Jest to podstawowe ćwiczenie. O to, co trzeba zrobić:
* Usiądź wygodnie na podłodze i rozluźnij się.
Okej. Uspokój się, Vivianne. To tylko próba. Nic ci chyba nie będzie od samego siedzenia, mam rację? – skarciłam się w myślach.
* Postaraj się usunąć z umysłu wspomnienia dnia, by nic nie rozpraszało twojej uwagi.
Wydaje się dość proste. Poradzę sobie, na pewno. To nic takiego. To, co robię, jest w porządku. – zapewniałam siebie.
* Ułóż ręce w takiej pozycji, aby dłonie były ustawione wewnętrznymi częściami do siebie, a łokcie spoczywały udach – tuż przy biodrach (chodzi o to, by podczas ćwiczenia nie czuć zmęczenia mięśni podtrzymujących ręce)
Gotowe. Niezbyt wygodna pozycja, nic się chyba nie stanie, jeśli zamiast na biodrach ułożę łokcie bardziej na udach, prawda? Zmieniłam pozycję – od razu lepiej, wygodniej.
* Skup się na swych dłoniach, każ energii zgromadzić się w nich. Rób to, aż poczujesz, że ręce robią się ciepłe.
Skupienie, już się robi. Skupiam się, skupiam i… Nic. Absolutnie nic. No dalej! Przecież każę Ci energio zgromadzić się w moich dłoniach, dlaczego mnie nie słuchasz? – oburzyłam się.
Ale ja jestem głupia! – wygarnęłam sobie w myślach, non stop się dekoncentruję. Przez to aż pominęłam jeden punkt. Po usuwaniu wspomnień jest jeszcze:
* Oczyść umysł z myśli, musisz być jak czysta kartka, dopiero wtedy moc do Ciebie przyjdzie.

Oczyściłam umysł. Nie było to łatwe. Ciągle myślałam o tym, aby nie myśleć. Absurdalne i zdecydowanie zbyt męczące… Koniec końców pozbyłam się z umysłu wszystkich niepotrzebnym słów i obrazów, pozostawiając w nim tylko jedną, wielką, czarną pustkę. Poczułam! Naprawdę poczułam! Uśmiechnęłam się lekko i wszystko zniknęło.. No pięknie, teraz muszę zacząć od początku, ale tym razem nic już nie rozproszy mojej uwagi. Nie dam się niczemu zdekoncentrować. Osiągnę cel, chociażby nie wiem, co się miało stać!
~*~
I jak wrażenia po rozdziale, żuczki kochane?
Spodobało się?

Do następnego! ;)
Pozdrawiam, Winter Blackrose.