Witam wszystkich serdecznie. Przychodzę do Was z nowym rozdziałem i życzę miłej lektury! ;)
Dodatkowo chciałabym zadedykować ten rozdział moim pierwszym, oficjalnym czytelniczkom:
Dodatkowo chciałabym zadedykować ten rozdział moim pierwszym, oficjalnym czytelniczkom:
Carmille Epimetheus, Taka Miłość, oraz Neuromancer
To dzięki Wam rozbłysł we mnie promyczek nadziei, że nie wszystko przepadło i jednak warto było po bodajże dwóch latach zacząć ponownie publikować na nowo tą historię.
Budzę się na krótką chwilę przed wschodem
słońca, po kilkugodzinnym odpoczynku. Po tym, jak już udało mi się opanować
tworzenie energetycznych kul i kierowanie energią, byłam tak skrajnie
wyczerpana, że postanowiłam sobie to wynagrodzić oddając się w ciepłe
i szeroko rozstawione ramiona Morfeusza. Księżyc właśnie musiał ustąpić
miejsca swemu odwiecznemu rywalowi, bo w tej chwili na horyzoncie rozbłysła
ognista łuna. Rozświetliła ona i zabarwiła nieboskłon mieszanką ciepłych,
wyrazistych barw. Przetarłam klejące się jeszcze od snu, zaspane oczy i
podeszłam ospałym krokiem do okna. Otworzyłam je na oścież, tym samym
pozwalając chłodnemu po nocy, wczesnojesiennemu powietrzu omiatać mą sylwetkę i
wlecieć rześko do płuc. Wpatrywałam się w powoli wyłaniające się słońce, gdy
nagle zorientowałam się, że obraz mi się delikatnie zamazał, a może raczej
jego fragment. Wokół ognistej kuli wciąż radośnie tańczyły smugi jaśniejącego
światła, tyle że teraz przybierały one dziwne i niezrozumiałe dla mnie
kształty. Zmrużyłam oczy, by móc się wszystkiemu lepiej przyjrzeć, niestety
wszystko szybko wróciło do poprzedniego stanu. Zrobiłam zdziwioną minę, po czym
zamknęłam z rozmachem okno. Pewnie mi się przywidziało, w końcu dopiero co
wstałam. Nie zwlekając dłużej, podeszłam do szafy, wzięłam z niej czyste
ubrania i czym prędzej poczłapałam do łazienki.
* * *
Właśnie skończyłam wszystkie lekcje jakie dziś miałam
i szłam bogato zdobionym, szkolnym korytarzem, wypełnionym po brzegi dumnymi i
jak zwykle wystrojonymi dziewczętami. Wszystkie tradycyjnie przemieszczają się
z jednej części akademii do drugiej posegregowane w kilku osobowe grupki.
Zabawnie jest patrzeć od czasu, do czasu na ich zdziwione miny, gdy jedna
z nich przypadkiem zderzy się w przejściu z drugą czy trzecią. Ich postawy
zdają się mówić wtedy „nie widziałaś mnie? Przecież stałam tuż przed Tobą!”
Śmieję się z nich, stojąc sobie spokojnie z boku przejścia między budynkami,
czekając aż ruch się trochę zmniejszy,
ale tak naprawdę to marzę, aby jedna z tych głupiutkich panienek z
dobrych domów wyciągnęła do mnie rękę i wyrwała mnie z tej bezdennej otchłani
samotności, w której tkwię już… No w zasadzie to od urodzenia. Tak, moje życie
zdecydowanie jest do bani! Westchnęłam zrezygnowana, nie ma się co łudzić, to
przyniesie później tylko smutek i rozczarowanie.
Oderwałam
się od ściany, którą do tej pory w ciszy podpierałam i nie zważając na mały
tłok w pomieszczeniu, ruszyłam wolnym krokiem w głąb korytarza. Wzrokiem
śledziłam pojawiające się na okiennych kotarach tajemnicze znaki. Od samego
poranka są wszędzie tam, gdzie ja. Niezależnie od tego, gdzie akurat patrzę,
czy na ścianę, niebo, górę od mundurka koleżanki siedzącej przede mną, czy na
jedzenie. Zawsze je widzę, ale nie wiem, co one oznaczają, nie mam nawet
pojęcia, czym są. Czasem mam wrażenie, że chcą mi coś przekazać, gdzieś
zaprowadzić, ale za każdym razem, gdy tylko się do nich zbliżam, albo próbuję
ich dotknąć to natychmiast rozpływają się w powietrzu, głupie, prawda?
Zupełnie tego nie rozumiem. To coś bawi się ze mną w kotka i myszkę. Mam
nadzieję, że jest chociaż z tego zadowolone. Przynajmniej jedno z nas będzie
się dziś dobrze bawić.
Nagle czuję silne szarpnięcie i zanim zdążę się
zorientować, co się stało, leżę płasko na podłodze z pulsującym od bólu
tyłkiem. Oszołomiona rozglądam się dookoła i widzę dziesiątki par
oskarżycielskich oczu gorliwie wlepionych we mnie. Przede mną na kamiennej
posadzce siedzi czarnooka dziewczyna z ognistymi włosami zaplecionymi w
dwa pokaźne kłosy przeplatane czarnymi wstążkami z kokardami. Wstała z gracją,
otrzepała się z kurzu i pełnym wdzięku ruchem poprawiła prostą grzywkę,
opadającą jej delikatnie na oczy. Nigdy wcześniej jej tu nie widziałam, musi
być tutaj nowa. Świetnie, kolejna zarozumiała dama w tej szkole –
prychnęłam zła, sama nie wiedząc tak naprawdę na co.
Dziewczyna
spojrzała na mnie i wyciągnęła w moją stronę drobną dłoń. Wzdrygnęłam się
odruchowo, jakby przymierzała się właśnie do uderzenia mnie, ale gdy nic
takiego nie nastąpiło, przyjęłam z wahaniem jej pomoc i sama wstałam.
Zarumieniłam się kompletnie zaskoczona. Chyba źle ją oceniłam, może nie jest
taka, jak reszta dziewczyn w szkole.
– Zawsze
sprawdzaj zegarek. – Szepnęła ostrzegawczo tak
cicho, że gdybym nie widziała poruszających się jej malinowych warg, byłabym
pewna, że się przesłyszałam.
Chciałam zapytać ją, o co jej chodziło, ale zdążyła mnie już wyminąć i wmieszać się w tłum. Zamrugałam zaskoczona. Może i nie jest zarozumiała, ale na pierwszy rzut oka na pewno dziwna, przeklęty los płata mi figle na każdym kroku.
Chciałam zapytać ją, o co jej chodziło, ale zdążyła mnie już wyminąć i wmieszać się w tłum. Zamrugałam zaskoczona. Może i nie jest zarozumiała, ale na pierwszy rzut oka na pewno dziwna, przeklęty los płata mi figle na każdym kroku.
Nie
zwracałam uwagi na otaczające mnie zbiorowisko, otrzepałam swój mundurek
i rozejrzałam się w jej poszukiwaniu. Chciałam ją zapytać, co miało
oznaczać to, co mi powiedziała, a przede wszystkim, dlaczego nie bała się do
mnie odezwać i co dziwniejsze – dotknąć tak jak reszta społeczeństwa. Gdy mój
wzrok nie dostrzegł obranego przeze mnie celu, westchnęłam ciężko i udałam się
w końcu na dziedziniec szkoły. Wzrokiem omiotłam stojące na nim zaparkowane
samochody i gdy ujrzałam czarnego mercedesa z przywieszonymi do lusterek
chorągiewkami z godłem rodu Valiere i stojącego obok Jamesa – mojego
szofera i zarazem jedynego sojusznika, ruszyłam z gracją w ich stronę. Gdy
pokonałam mniej więcej połowę trasy dzielącą mnie od wejścia szkoły do
samochodu, do moich uszu dotarł głośny grzmot. Po plecach przeszły mnie ciarki
i odruchowo spojrzałam na popołudniowe niebo. Nie było na nim ani jednej, nawet
najmniejszej chmurki. Przygryzłam wargę, dziwne. Zdezorientowana po raz kolejny
już tego dnia popędziłam w stronę pojazdu.
– Witaj, panienko. –
Wysoki mężczyzna po trzydziestce odziany w szary garnitur i czarne,
przeciwsłoneczne okulary ukłonił mi się lekko na powitanie.
– Cześć. – Przywitałam się. Kolejna fala dreszczy zalała mnie,
gdy stado kruków zerwało się z otaczających szkołę drzew i przysiadło na
szkolnym dziedzińcu. Przyjrzałam się podejrzliwie mężczyźnie stojącemu przede
mną. Nie, żebym była jakoś specjalnie
wymagająca czy rozpieszczona, ale normalnie to już dawno by podszedł i otworzył
mi tylnie drzwi, żebym mogła wsiąść. Spojrzałam na niego jeszcze raz, nie
wiedząc, czego mam się spodziewać, może jakiś złych wieści na początek? Gdy
dostrzegłam, że w szkłach jego okularów nie odbijam się ani ja, ani stojący za
mną budynek akademii, ogarnął mnie strach. Zaniepokojona wciągnęłam gwałtownie
powietrze do płuc. Nagle cały otaczający świat stał się dziwnie obcy
i odległy. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, a ja nie mogłam się
ruszyć, niestety tylko ja. Kruki zakrakały złowrogo jakby chciały mnie przed
czymś ostrzec, po czym wzbiły się wysoko w powietrze. Wirowały tam przez
moment, po czym jeden za drugim popędziły wprost na nas. Spanikowana zdołałam
jedynie zasłonić twarz przed ich ostrymi
dziobami. Tylko nie to – powtarzałam w
myślach. Tylko nie powtórka z koszmaru – jęknęłam błagalnie.
Przez
ich przerażający śpiew do moich uszu dostał się mrożący krew w żyłach skrzek.
Przez chwilę myślałam, że gdzieś niedaleko ktoś zarzyna świnię, dopóki nie
zdałam sobie sprawy, że autorem tego przerażającego dźwięku jest sam James,
który teraz stał tuż przede mną z rozwartą szeroko paszczą. Moim oczom
ukazał się czarny, szpiczasty jak u diabła język i ostre kły. Jego
koścista, blada łapa zgniata mi boleśnie rękę w łokciu, wbijając mi w skórę przydługie,
zaostrzone pazury. Krzyknęłam przerażona i zamachnęłam się drugą ręką.
Uderzyłam potwora w głowę, bo człowiekiem tego czegoś już nie można nazwać, a
pół jego twarzy rozsypało się na kawałeczki, zupełnie jakby była zrobiona z
porcelany. Wściekły ryknął jeszcze raz i wyrył mi pazurem na wewnętrznej
stronie dłoni krwawe „S”.
– To jeszcze nie koniec, maleńka. – Sykną
i włożył mi swoją ogromną łapę do gardła. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się
dusić. Ręka piekła mnie niemiłosiernie, a w ustach czułam metaliczny posmak
krwi spływającej mi do gardła z pokaleczonej jamy ustnej. Z każdą
upływającą sekundą, traciłam oddech, a oczy coraz bardziej mi się zamykały.
Miałam mętlik w głowie, a świat naokoło wirował, jakbym właśnie zafundowała
sobie przejażdżkę rollercoasterem. Czułam, jakbym miała zaraz zwymiotować, a
pulsujący ból w całym ciele ani trochę mi nie pomagał.
Walcz – powtarzałam sobie w myślach. Ale dłużej już tego nie wytrzymam – Odpowiadałam sobie.
Nie mogłam oddychać, nie potrafiłam utrzymać się na powierzchni świadomości. Zamknęłam oczy, dałam się pochłonąć nadciągającej nieubłaganie ciemności.
Walcz – powtarzałam sobie w myślach. Ale dłużej już tego nie wytrzymam – Odpowiadałam sobie.
Nie mogłam oddychać, nie potrafiłam utrzymać się na powierzchni świadomości. Zamknęłam oczy, dałam się pochłonąć nadciągającej nieubłaganie ciemności.
Granicy czwartej brakuje w spisie treści. Właśnie się chciałam wziąć za przeczytanie wszystkiego i zauważyłam. Dziękuję za taką... można by powiedzieć DEDYKACJĘ ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi, gotowe. ;)
UsuńDziękuję za dedykację ;3
OdpowiedzUsuńCiekawe kim była ta nowa dziewczyna. Mam wrażenie, że będzie kimś ważnym dla Vivian w przyszłości.
Ostatni fragment niezbyt mi się podobał, bo nie przepadam za takimi klimatami, więc pozwól, że się nie wypowiem na ten temat.
Ciekawe co to były za plamy światła na początku granicy czwartej ;)
Vivian jest bogata, ma bogatą rodzinę, szoferów i w ogóle. To smutne, bo nawet jeśli ma się wszystko co materialne w zasięgu ręki, a nie posiada się miłości, to człowiek nie jest szczęśliwy. Tylko współczuć Vivian i liczyć na to, że stanie się na tyle silna, aby sprostać przeciwnościom losu.
Należała się ;)
UsuńKurczę, nie wiem, co odpisać, bo nie chcę nic zdradzać xD
Pozwól, więc, że pozostawię Cię bez odpowiedzi :D
Pozdrawiam, Winter Blackrose
Podoba mi się mroczny klimat opowieści, która niczym w "Koszmarze z ulicy Wiązów" pojawia się nagle, niespodziewanie. W horrorze działo się to, gdy bohaterowie przysypiali. Ciekawe jaka jest zależność w twoim opowiadaniu. No i ta tajemnicza dziewczyna, czy ma z tym coś wspólnego? Nie mogę się doczekać aż poznam odpowiedzi na swoje pytania i aż się dowiem czy wszystko usprawiedliwisz jakoś naukowo, może mistycznie, czy popłyniesz w kierunku lekkiego fantazy i przeniesiesz bohaterkę do innego, zupełnie nieistniejącego świata. W ogóle to jest jedno z nielicznych fantasty jakie czytam, bo ja zazwyczaj unikam, ale nie przez to, że mocno nie lubię tego gatunku, a dlatego, że większość takich historii jest bardzo oklepana i opiera się na jednym czy dwóch znanych wszystkim schematach (stało się tak od momentu gdy "Zmierzch" i "TVD" stały się modne).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wyczekuję kolejnego.
Ja nie lubię za to romansów. Są dla mnie takie zwykłe, przesłodzone, czasem tandetne, schematyczne, choć nie wszystkie.
UsuńBardzo lubię wszelkie thrillery, horrory i fantastykę. Fakt - wampiry, wilkołaki, zombie, czarownice, wróżki to stare, głęboko zakorzenione motywy, jednak mimo wszystko są to wątki przefiltrowane, czasem wywrócone do góry nogami przez autorów i efekty czasem są dla mnie rewelacyjne. Mimo to często trafiam w nudne, przewidywalne książki.
Właśnie ja, jeśli chodzi o romanse, to lubię te nieprzesłodzone, te rzeczywiste, takie realne. Ogólnie lubię "life is brutal" w opowiadaniach, a nie "Nibylandię".
UsuńHejo!
OdpowiedzUsuń○ (...) Budzę się na krótką chwilę przed wschodem słońca, po kilkugodzinnym odpoczynku. - akapit
○ (...) Oderwałam się od ściany, którą do tej pory w ciszy podpierałam i nie zważając na mały tłok w pomieszczeniu, ruszyłam wolnym krokiem w głąb korytarza. - akapit
○ (...) Dziewczyna spojrzała na mnie i wyciągnęła w moją stronę drobną dłoń. - akapit
○ (...) – Zawsze sprawdzaj zegarek. – Szepnęła ostrzegawczo tak cicho, że gdybym nie widziała poruszających się jej malinowych warg, byłabym pewna, że się przesłyszałam. Chciałam zapytać ją, o co jej chodziło, ale zdążyła mnie już wyminąć i wmieszać się w tłum. Zamrugałam zaskoczona. Może i nie jest zarozumiała, ale na pierwszy rzut oka na pewno dziwna, przeklęty los płata mi figle na każdym kroku. - po słownie "Chciałam" powinna być linijka odstępu. Tekst nie jest częścią dialogu, dlatego też nie powinien występować razem z nim. Poprawnie powinno wyglądać to tak:
*
– Zawsze sprawdzaj zegarek. – Szepnęła ostrzegawczo tak cicho, że gdybym nie widziała poruszających się jej malinowych warg, byłabym pewna, że się przesłyszałam.
Chciałam zapytać ją, o co jej chodziło, ale zdążyła mnie już wyminąć i wmieszać się w tłum. Zamrugałam zaskoczona. Może i nie jest zarozumiała, ale na pierwszy rzut oka na pewno dziwna, przeklęty los płata mi figle na każdym kroku.
○ (...) Nie zwracałam uwagi na otaczające mnie zbiorowisko, otrzepałam swój mundurek i rozejrzałam się w jej poszukiwaniu. - akapit.
○ (...) – Cześć. – Przywitałam się. Kolejna fala dreszczy zalała mnie, gdy stado kruków zerwało się z otaczających szkołę drzew i przysiadło na szkolnym dziedzińcu. - taka sama sytuacja, jak w dialogu wyżej. "Kolejna (...)" powinno być w osobnej linijce, z akapitem.
○ (...) Tylko nie to – powtarzałam w myślach. Tylko nie powtórka z koszmaru – jęknęłam błagalnie. - przed "Tylko" powinna znajdować się pauza. Traktujemy myśli jak monologi/dialogi. A tekst, by się wyróżniać powinien być np. pochylony.
○ (...) Przez ich przerażający śpiew do moich uszu dostał się mrożący krew w żyłach skrzek. - akapit
○ Ostatnie zdanie pozwolę sobie poprawnie zapisać:
< akapit i pauza - walcz - pochylone > Walcz – powtarzałam sobie w myślach.
< akapit i pauza - ale dłużej już tego nie wytrzymam - pochylone > Ale dłużej już tego nie wytrzymam – Odpowiadałam sobie.
< akapit > Nie mogłam oddychać, nie potrafiłam utrzymać się na powierzchni świadomości. Zamknęłam oczy, dałam się pochłonąć nadciągającej nieubłaganie ciemności.
○ małe litery
Pozdrawiam,
M.
Eh i znów te akapity... Jak mnie to denerwuje, kiedy podczas wklejania gotowego tekstu z Worda, z całego tekstu znikają mi akapity i tekst się przesuwa, potem ciężko mi wszystko wyłapać, dzięki! ;)
UsuńFajnie by było, gdybyś oprócz czysto technicznej strony, wspomniała też czasem coś o fabule.
Dzięki za uwagi
Pozdrawiam, Winter.
O uwagi się nie martw. Gdyby mi się coś nie podobało, pierwsza być wiedziała. Mam tendencje do niekomentowania pod względem fabularnym rozdziałów, które pojawiły się przed moim pojawieniem. Jednak obiecuję, że w raz z następnymi rozdziałami będziesz zasypywana lawinami pytań i dziwnym uwag dotyczących bohaterów.
UsuńM.
Weź przestań, nie "rusza" mnie coś takiego :P
UsuńNie mogę się wprost doczekać, bo na czytaniu w komentarzach o fabule głównie najbardziej mi zależy.
Pozdrawiam, Winter
Oj, a ja też kiedyś dostanę dedykację? Ja na pewno na nią zasługuję, bo jakże by mogło być inaczej? xD
OdpowiedzUsuńA tak serio, to że dziś tak długo tu u ciebie jestem i tak czytam i czytam, to nie znaczy, że tak będzie zawsze. Znaczy - spodobało mi się, więc pewnie będę wpadał od czasu do czasu, ale zazwyczaj to ja mam pracę, rodzinkę itd i nie co noc moje dziec bawią się w Czerwonoskórych co budują namioty w salonie, a ja mam wolne. Za trzy dni już wracam do roboty i wtedy moja obecność na blogach zmaleje - uprzedzam, byś się o mnie nie martwiła xD
Po przeczytaniu tego rozdziału przyszło mi do głowy, że dziewczynka śpi, że usnęła w drodze do szkoły i taki oto koszmarek ją nawiedził, swoją drogą znowuż urokliwy, bo klimatyczny.
Kruki darzę sentymentem. Kojarzą mi się z biblijnymi nędzarzami - rozpaczą, bólem i żalem. Jednym z tych jest kruk właśnie, choć niektórzy uważają, że wrona. Dwoma kolejnymi - lis i sarna, choć niektórzy uważają, że jeleń. Ma to też związek z konstelacjami. Jakby kiedyś temat cię intrygował, to polecam poszperać, a najlepiej obejrzeć "Antychryst", taki klimatyczny dramat biblijny, niektórzy się zawiedli, bo spodziewali się horroru. Występuje tam motyw seksu, który był ważniejszy od dziecka. Kobieta nie umiała przerwać orgazmu, odepchnąć męża i ruszyć na ratunek synowi, który wszedł na parapet i wypadł oknem. Film bazuje na obrazach, a nie na słowach, choćby to gdy jest pogrzeb, a żona nie idzie z mężem równo, jakby dla niego się nie do końca liczyła. Polecam, bo też mistyczny w klimacie, taki... subtelny mimo brutalizmu.
dariusz-tychon.blogspot.com
Dialogi (moje uwagi):
Usuń– Zawsze sprawdzaj zegarek. – Szepnęła ostrzegawczo...
– Zawsze sprawdzaj zegarek – szepnęła ostrzegawczo...