Krótkie info...
... albo jednak nie ;) Kocham Was!
Gorąco zapraszam:
... albo jednak nie ;) Kocham Was!
Gorąco zapraszam:
- …Więc… Co
zamierzasz teraz zrobić? – Spojrzała mi prosto w oczy, gdy już wyjaśniła z
grubsza w jakiej sytuacji obecnie się znajduję. Odwróciłam się do niej plecami,
by nic nie rozpraszało teraz mojej uwagi. To była ważna decyzja. Miałam w
zasadzie dwie opcje: dołączyć do niej, do jej „rodziny”- jak to powiedziała,
rozwijać swoje umiejętności wśród „swoich”, sprzymierzyć się z ludźmi, których
przeklęłam dawno temu i… Mieć w końcu jako-tako swoje miejsce na świecie,
bądź odmówić współpracy z Celestią, pozostać samą, rozwijać umiejętności na
podstawie informacji z księgi, czerpiąc doświadczenie z własnych licznych
błędów i jeszcze liczniejszych prób, przy okazji będę samotnie zmagać się z
niesprawiedliwością tego świata i może „jakoś to będzie”. Przyznaję, pierwsza
opcja możliwe, że jest trochę… Hm. Lepsza? Ale może uda mi się upiec dwie
pieczenie na jednym ogniu? Granie na dwa fronty może wcale nie być taką
najgorszą opcją. Będę pobierać nauki z dwóch źródeł, nie zatracę prawdziwej
siebie i dodatkowo przynajmniej nie będę sama. Za to nie wiem, czy stać mnie na
zaufanie komukolwiek. Co z tego, że oni podobno są tacy, jak ja? To wciąż są
ludzie. Egoistyczni, chamscy, bezwzględni ludzie. Nic nie warte, słabe
kreatury. Wszyscy tacy są, a ja wcale nie jestem od nich lepsza, w końcu
też jestem człowiekiem.
To prawda, jest ryzyko, ale
przynajmniej mam szansę coś zmienić w swoim życiu. Ciągle tylko narzekam
i użalam się nad sobą, jestem taka słaba.
Bezużyteczna – Natychmiast
przechodzi mi na myśl. Nie chcę taka być. Mam dość tej cholernej bezczynności.
Przygryzam nerwowo wargę, czuję jak serce wystukuje mi w piersi stały rytm.
Niemal słyszę teraz, jak demony w mojej głowie tańczą i skaczą, niczym przy
rytualnym ognisku wołając naprzemiennie: tchórz!, słabeusz!, ofiara losu! Wiem,
co próbują zrobić. Chcą mnie podpuścić. Niestety, tym razem mają stu procentową
rację i nic nie jest w stanie tego zmienić. Niech im będzie, zrobię tak,
jak chcą. Ten jeden jedyny raz mogę być ich marionetką.
– Podejmuję
wyzwanie, Celestio. Dołączę do Ciebie, ale pod warunkiem, że mnie teraz
zaprowadzisz do Waszej kryjówki. – Odwróciłam się do niej gwałtownie,
spoglądając jej ze zdecydowaniem w oczy. Niech wie, że nie będzie ze mną
tak łatwo, muszę mieć się na baczności. Pierwsza zasada mojej szkoły
przetrwania: nigdy nie okazuj słabości! Wiem, że właśnie pcham się do
jaskini lwa i to w dodatku na własne życzenie, ale jeśli mam z nimi
współpracować, to muszę najpierw ocenić, jakim potencjalnym zagrożeniem mogą
być dla mnie te dzieciaki. Nigdy nie wiadomo, co los nam zgotuje, prawda?
– Z przyjemnością Vivianne. I tak miałam Cię tam dziś zabrać. Nie mogę
się już doczekać, aż wszyscy się poznacie. Zobaczysz będziesz zachwycona. –
Klasnęła radośnie i kiwnęła na mnie głową, abym szła za nią. Wygląda na bardzo
szczęśliwą, wystarczy dać jej różowego lizaka w dłonie i ciężko byłoby ją
odróżnić od siedmiolatki. Mimowolnie uniosłam w górę kąciki ust. Z nieco
lepszym humorem niż miałam rano, podążyłam za rudowłosą.
* *
*
Nie dłużej niż
czterdzieści pięć minut później byłyśmy na miejscu. No… Może raczej pawie na
miejscu. W niecałą godzinę zdążyłyśmy przejechać przez miasto w stronę
przedmieść. Kiedyś w Charronie[1]
była elektrownia i sąsiadujące z nią tajne laboratorium rządowe, ale po
tajemniczym ataku terrorystów, którzy przejęli władzę nad wszystkimi maszynami,
to miejsce zostało opuszczone. Nie wiadomo, po co przestępcom był potrzebny ten
instytut, ale tak szybko, jak został on zaatakowany, równie szybko był przez
nich opuszczony. Pracownicy nigdy tu nie powrócili, nikt już tu nie wrócił.
Wejście do kompleksu naukowego było
sterowane elektronicznie, hakerzy skutecznie zamknęli to miejsce na świat. A
przynajmniej tak miało być. Najwyraźniej grupa nastolatków zdołała ich
przechytrzyć. No chyba, że…
– Co tu
robimy? - Spytałam stojąc przed główną bramą wejściową. Uniosłam dłoń i
delikatnie pogładziłam stalowy mur zniszczony przez upływający czas.
– Już za
chwilę będziemy w domu. – Uśmiechnęła się do mnie tajemniczo. Ewidentnie
coś ukrywa. – Widzisz tą ścianę? – Wskazała na metalową zaporę, której
właśnie dotykałam.
- Nie, nie
widzę. Jestem ślepa i upośledzona umysłowo. – Przewróciłam oczami. Wiem, że jej
pytanie było retoryczne, ale i tak nie mogłam się powstrzymać przed obdarzeniem
jej jakąś kąśliwą uwagą. Ona na to tylko zaśmiała się, jakbym właśnie
opowiedziała jej jakiś kawał. Wiem, że znam ją dopiero dwa dni, ale odnoszę
silne wrażenie, że dziewczyna cierpi na jakąś chorobę psychiczną. Może to
rozdwojenie jaźni? Nie, raczej to nie to.
– Tutaj
znajduje się główne wejście do tego starego kompleksu naukowego. Stalowe wrota
o grubości półtorej metra, za nimi kolejne wrota o grubości jednego z małym polem minowym i w
końcu kuloodporne drzwi, które otwierały się tylko i wyłącznie po zeskanowaniu
siatkówki lewego oka i obu dłoni. Niezła bariera, co? Za takimi
zabezpieczeniami musi się kryć coś wielkiego.
–
Przyprowadziłaś mnie tu tylko dlatego, żeby mi to powiedzieć? – Otworzyłam
szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mogę w to uwierzyć. Dałam się oszukać!
Zacisnęłam impulsywnie pięści ze złości.
– Spokojnie,
nie bądź w gorącej wodzie kąpana, moja droga muszko. Za chwilę będziemy na
miejscu. To, jak już mówiłam, było kiedyś głównym wejściem. Ale oprócz tego
jest jeszcze kilka innych. My korzystamy z tego. – Machnęła ręką, żebym
podążyła za nią. Nie mając za bardzo wyboru, zrobiłam jak chciała. Przeszłyśmy
zaledwie kilkanaście kroków w okoliczne krzaki obrastające mur z lewej strony
wejścia. Po drodze minęłyśmy panel otwierający wrota. Elektroniczna płyta
zwisała na kilku ocalałych kablach. Raz po raz wydostawały się z drutów
pojedyncze iskry. Skoro to miejsce po tylu latach wciąż jest pod napięciem to
znaczy, że nie jest wcale takie opuszczone jak myśli społeczeństwo.
Znajdowałyśmy się zaledwie kilka
metrów od pordzewiałego ogrodzenia. Przeszłyśmy jeszcze parę kroków w głąb
błagającego o H2O gąszczu. Krótka spódniczka od szkolnego mundurka
ani trochę nie ułatwiała mi spaceru wśród wysuszonej roślinności. Z każdym
krokiem złośliwe gałązki łaskotały niemiłosiernie moje łydki.
– Eh… Mam
nadzieję, że żaden z tych badyli nie okaże się nagle pokrzywą. – Zaklęłam
pod nosem, a do moich uszu niemal natychmiast dobiegł cichy chichot.
– Nie martw
się. – Uspokoiła mnie. – Przechodziłam tędy setki razy i jeszcze nigdy
nie natknęłam się na nic niepokojącego.
– Wierzę Ci
na słowo. – Mruknęłam niby od niechcenia. I chociaż ją o tym zapewniałam,
moje słowa nie miały pokrycia w czynach. Wciąż bowiem uporczywie wpatrywałam
się pod nogi szukając potencjalnie trujących roślin, mimo że kompletnie nie
znałam się na botanice. Przez moje irracjonalne zachowanie nie zauważyłam, że
przewodniczka nagle stanęła. Nie chcąc na nią wlecieć, próbowałam ją wyminąć,
przez co potknęłam się o wystający korzeń. Z impetem runęłam na coś, co miało
być ziemią, a okazało się twardą i przy okazji piekielnie rozgrzaną od
południowego słońca, metalową płytą. Natychmiast poderwałam się do pionu i
zaczęłam pocierać poparzony łokieć. Gdy
moje spojrzenie natrafiło na czarne tęczówki rudzielca, miałam wrażenie,
że zaraz spalę się ze wstydu. Czuję, jak moje zawsze blade policzki robią się
coraz bardziej gorące. Przeklęta nieśmiałość! Zawsze się uaktywnia w najmniej
sprzyjającym momencie. Może i potrafię
skrywać swoje myśli i uczucia za grubym murem mentalnym, ale niestety nie umiem
ogarnąć swojego upośledzonego organizmu.
– Uprzedziłaś
mnie, kruszynko. – Uśmiechnęła się pobłażliwie. – Nasze tajne wejście
znalazłaś jeszcze szybciej niż ja, gdy byłam ty po raz pierwszy. – Zażartowała.
– Nie jest
zbyt dobrze schowane, jak na wejście chroniące Wasz największy sekret. –
Zakpiłam. Doprawdy, co z nią jest nie tak? Wolałam, jak nie była taka wesoła.
Ta jej nagła euforia zaczyna mi już ostro działać na nerwy. Dziewczyna nie
skomentowała mojej uwagi. Już z większą powagą uklęknęła przy metalowej klapie
od… Ścieków? W ciszy patrzyłam, jak odgarnia przyschniętą florę z nagrzanej
powierzchni i po chwili odstawia ją na bok. Bez słowa zaczęła schodzić w dół po
drabince. Na mojej twarzy pojawił się mały grymas na myśl, ze zamiast siedzieć
teraz w wysterylizowanym pomieszczeniu pracowni fizycznej, będę spacerować pod
ziemią w towarzystwie szczurów wśród kanałów ściekowych. Jedyną osobą, którą
mogę winić za zaistniałą sytuację, to tylko i wyłącznie siebie. Ale skąd miałam
wiedzieć, że los spłata mi takiego figla?
Nie
wiem, ile czasu wędrowałyśmy zasmrodzonymi korytarzami, ale po niezliczonej ilości zakrętów
i sporej dawce ciasnych tuneli, ku mojej uciesze ukazała nam się jakaś
większa przestrzeń. Ogromne pomieszczenie już po chwili okazało się być jakąś
halą. Główną jak przypuszczam, ponieważ znajduje się tutaj aż osiem starych,
ale nie zniszczonych wind, z czego pięć jest towarowych i kilka klatek
schodowych.
– Nareszcie
wyszłyśmy z tego labiryntu. Jeszcze chwila, a nabawiłabym się klaustrofobii. –
Przerwałam ciszę, która towarzyszyła nam podczas całej wędrówki. Nie
przeszkadzała mi ona, ale pomyślałam, że skoro mam zacząć od nowa, wśród ludzi,
którzy mają mnie zaakceptować, to chociaż poćwiczę z Cel moje zdolności
interpersonalne, które są szczerze mówiąc nijakie. W swoim dotychczasowym życiu
nie miałam dużo okazji do prowadzenia rozmowy, więc to jest najwyższy czas by
zdobyć jakiekolwiek doświadczenie.
– Szybko się
przyzwyczaisz. – I to tyle? Ja się tu męczę, aby zacząć rozmowę i o to, co
dostaję za odpowiedź. Jakby chociaż inaczej sformułowała wypowiedź, może udało
by mi się jakoś pociągnąć dalej tę rozmowę… Z resztą czego ja się spodziewałam.
Zawsze wszystko mam pod górkę, a mimo to wciąż mam tą złudną nadzieję, że może
chociaż raz w życiu coś mi pójdzie gładko.
– Długo
jeszcze? – Jęknęłam niczym sześcioletnie dziecko zmęczone zbyt długą
podróżą.
– Hm… Nie,
jeszcze tylko musimy wjechać windą na odpowiednie piętro.
– To dobrze. –
Mruknęłam, nie bardzo wiedząc, jak mogę podtrzymać konwersację.
–
Polubicie się. – Powiedziała znienacka, gdy już wyszłyśmy z urządzenia na
trzecim piętrze. – Wszyscy są trochę zwariowani, ale przynajmniej są sobą.
~*~
Dziękuję, kochani, że odwiedziliście mnie również tym razem.
Jestem naprawdę szczęśliwa, że to czytacie i mogę spokojnie podzielić się z Wami moją twórczością! ;)
Mam nadzieję, że Wam się spodobało, tymczasem żegnam się i do następnego!
Pozdrawiam, Winter Blackrose.
[1] Charron –
Miejscowość i gmina we Francji, w regionie Poitou-Charentes, w departamencie
Charente-Maritime.
Kiedy tu weszłam, od razu rzucił mi się w oczy ten cudny nagłówek z Mikasą. Na początku myślałam, że to będzie jakieś fanfiction SNK, ale na szczęście nie. Nie przepadam za fanfikami, i nie byłabym zadowolona, gdyby mi ktoś tak zbezcześcił mój ulubiony Atak Tytanów.
OdpowiedzUsuńHistoria urzekło mnie już od granicy zero. Opowiadanie ląduje w polecanych na moim blogu:P
Vivianne wydaje się być serio samotna. Coś o tym wiem, sama nie raz wpadałam na głupie pomysły. Mimo wszystko dziewczyna chyba serio jest szalona i nienawidzi swojego życia. Żeby tak od razu łapać się za coś, co pachnie okultyzmem? Nie mogę się doczekać ciągu dalszego:)
Pozdrawiam
opowiadanie-demona.blogspot.com
Pewnie nie lubisz ff, bo zdecydowana większość jest na niskim poziomie :P
UsuńJak cudownie obudzić się rano i przeczytać coś takiego. Cały dzień od razu staje się weselszy :3
A czemu by się nie łapać? Nie ma przecież nic do stracenia, najwyżej życie (hyhyhy - groźny śmiech)
Pozdrawiam, Winter Blackrose
O, ciekawe c: Nie znalazłam żadnej literówki, to się chwali :D Vivianne jest bardzo interesująca, sprawia wrżenie introwertyczki. Przemyślenia w tekście czyta się swobodnie i podoba mi się dbałość o szczegóły - na przykład opis sytuacji w mieście Charron. Pozdrawiam :D ~ EvilRay
OdpowiedzUsuń"gdy byłam ty po raz pierwszy" - tu
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej zaczyna się rozkręcać i już nie mogę się doczekać aż poznam tych wszystkich-trochę-zwariowanych xD Sam nie za bardzo wiem czego mam się po nich spodziewać, ani czego ogólnie spodziewać się po twoim opowiadaniu. Dwa, może trzy poprzednie rozdziały mocno mnie zaskoczyły.
Laboratorium kojarzy mi się z filmem "Internat" z którego brałem sobie ludziska do trailera "Sierocińca przy cmentarzu", tam też najciemniej było pod latarnią.
Współczuję dziewczynie, że wpadła na tę płytę, ale jednocześnie mam ochotę całym sobą, z uśmiechem na ustach wykrzyknąć "ale guła" xD Jestem wredny, nie?
No cóż, to na chwilę obecną będzie tyle. Wcale nie jestem pewny, iż jej decyzja, by wstąpić do tej tajnej organizacji była taka dobra i rozsądna. Czuję, że to nie jest takie różowe jakby się mogło wydawać.
Czekam na kolejny rozdział ;-)
dariusz-tychon.blogspot.com